Stygmatyzacja w Social Mediach | Katarzyna Parzuchowska

Social media są miejscem, w którym publikujemy swoje opinie i wyrażamy własne zdanie na różne tematy. Ostatnio coraz częściej, jest to temat zdrowia psychicznego. Może to wskazywać na większe zainteresowanie tematem. Być może, otaczający nas świat sprawia, że temat dotyczy coraz większej ilości ludzi, a osoby z doświadczeniem kryzysu mają więcej odwagi, by mówić o własnych przeżyciach?

 

 

Piszę to jako osoba z doświadczeniem kryzysu. Dlaczego to takie ważne? Dlatego, że przez własne doświadczenie jestem wyczulona na to, jak mówi się o kryzysach psychicznych. Kiedy coś nas dotyczy, jesteśmy na to bardziej wrażliwi. Na przykład: kiedy jesteś w ciąży, zaczynasz na ulicy zwracać uwagę na kobiety w ciąży; lub kiedy chcesz kupić samochód danej marki, zauważasz na ulicy samochody tej marki.

 

Przed zachorowaniem nie interesował mnie temat zdrowia psychicznego, umykał on mojej świadomości. Po usłyszeniu diagnozy, nagle wyostrzyły mi się zmysły i stałam się wrażliwa na stygmatyzację. Takie słowa, jak: wariat, czubek, psychol, dom wariatów, rzucane od tak sobie, jedynie by ubarwić wypowiedź, przestały być dla mnie neutralne, zaczęły mi przeszkadzać, a wręcz dotykać i ranić. W sytuacji, gdy masz diagnozę psychiatryczną, a ktoś w twojej obecności powie: „No wariatka jakaś, nie wypowiadaj się lepiej” przywiązujesz do tego większą wagę, odbierasz to bardzo osobiście. Takie słowa ranią i umniejszają poczucie naszej wartości.

 

Pamiętam jak zamarło mi serce, kiedy jedna z moich sąsiadek na facebookowej grupie sąsiedzkiej opublikowała nagranie samotnego pana na przystanku, który, czekając na autobus, mamrotał coś do siebie i wykonywał dziwne gesty. Swój filmik opatrzyła komentarzem: „Od jakiegoś czasu na przystanku X siedzi dziwny gość. Omijajcie ten przystanek, nie idźcie tam dzisiaj z dziećmi”. Od razu nasunęło się pytanie: czy mnie też ktoś kiedyś nagrał w nawrocie objawów choroby? Poczułam się koszmarnie. Dlaczego wolimy kogoś nagrać, wytykać palcami, stygmatyzować, zamiast zastanowić się czy może ten „dziwak” potrzebuje pomocy?

 

Czasami sama angażuję się w rozmowy na temat kryzysów psychicznych w Social Mediach. Pamiętam bardzo poruszający post kobiety, która cierpiała z powodu depresji poporodowej. W jednym z komentarzy inna mama napisała jej, że „ona nie wierzy w takie dziwactwa, sama wychowywała trójkę dzieci, było jej trudno i nikt wtedy się nad nią nie pochylał, że trzeba być twardym i brać się do roboty, jak się już ma dzieci”. Odpowiedziałam na ten komentarz i udało mi się nawiązać z tą panią rozmowę. Przede wszystkim, doceniłam trud w wychowanie jej dzieci, potem spokojnie wytłumaczyłam na czym polega depresja poporodowa. Udało się nam dojść do porozumienia i na koniec rozmowy przeczytałam: „A, to teraz rozumiem tę depresję, nic nie wiedziałam o tym, chyba też ją mam, może dlatego tak bardzo się wkurzyłam na ten post”.

 

Mimo że świat powoli oswoił się już z tematem depresji, wciąż nie brakuje niesprawiedliwych opinii bagatelizujących problem. Jednym z bardziej jaskrawych przykładów jest wypowiedź znanego zawodnika MMA, strongmana i kulturysty:

 

„Depresja u facetów! Jaką wy, ***** macie depresję! (…) Jesteście zawieszeni jak Bolka trampki w szatni! Wy nie macie ***** żadnej depresji (…)  Żeby być facetem, to trzeba nim być! A nie z faceta zmieniać się w babę”.

 

Lub nieco łagodniejsza wersja udzielania „złotych porad” jaką jest książka znanej podróżniczki Beaty Pawlikowskiej „Wyszłam z niemocy i depresji, ty też możesz”.

 

Dla osób, które zmagały się z depresją, które wiedzą z jakim to wiąże się cierpieniem, traktowanie tej choroby jak przejściowa fanaberia jest po prostu bolesne. Bartek Fetysz, dziennikarz, felietonista, pisarz, nie pozostał obojętny i na swoim profilu opublikował, nie przebierając w słowach, bardzo celne odpowiedzi:

 

„My, w depresji, nie leżymy sobie na kanapie z wyboru. Nie jesteśmy zawieszeni jak „Bolka trampki” od X lat, bo mamy na to ochotę. Zrobiłeś kursy jakie, żeby chorym ludziom naprawiać systemy nerwowe?”

 

„Droga Pani, wiem, że depresja ma wiele twarzy i każdy ma swoją. Ja nie chcę tu umniejszać Pani tragedii – zapewne Pani też w życiu wiele przeszła. Współczuję, tak po ludzku i szczerze. Ale na Boga, depresja to choroba i niewyedukowana w tej dziedzinie podróżniczka nie powinna pisać o niej książek pełnych herezji. Czy nie ma Pani poczucia ******* obciachu?”

 

(całą odpowiedź Bartka można przeczytać na jego profilu)

 

Odpowiedzi bardzo ostre, pełne gorzkich słów, ale emocjonalne i bardzo szczere, co tylko świadczy o tym, jak głęboko dotknięty poczuł się Bartek. I ja go doskonale rozumiem, choć użyłabym delikatniejszego słownictwa.

 

Ból psychiczny aktywuje w mózgu te same obszary, jakie aktywuje ból fizyczny. W jaki sposób odczuwa się ten ból, wie tylko osoba, która go doświadcza. Jak w odpowiedni sposób mówić o cierpieniu psychicznym? Czy można stworzyć poradnik, który nie stygmatyzuje, a pomaga wyjść z kryzysu? Czy taki poradnik komuś pomoże? Czy szukanie w sieci wsparcia, rozwijanie swoich umiejętności społecznych i własna psychoedukacja wystarczy? Czy niezbędna jest konsultacja z lekarzem psychiatrą, terapia u psychoterapeuty? A może wyjście z kryzysu to zawsze bardzo indywidualna droga, która wymaga dużo pracy nad sobą, a pracy tej nie da się ująć w ramy poradnika, konsultacji czy terapii?

 

W Social Mediach coraz częściej spotykamy bunt przeciw stygmatyzacji osób z doświadczeniem kryzysu psychicznego. Widzimy różne reakcje, pojawia się też coraz więcej pozytywnego odzewu. Jednak wciąż jeszcze przed nami długa droga. Potrzebujemy edukacji na ten temat, by w osobie z doświadczeniem kryzysu zobaczyć przede wszystkim człowieka.

 

Katarzyna Parzuchowska –  edukatorka i trenerka w obszarze zdrowia psychicznego, aktywistka na rzecz równego traktowania osób po kryzysach psychicznych, arteterapeutka, osoba z doświadczeniem kryzysu psychicznego.